Filharmonia Częstochowska im. Bronisława Hubermana Filharmonia Częstochowska im. Bronisława Hubermana Filharmonia Częstochowska im. Bronisława Hubermana

Filharmonia Częstochowska im. Bronisława Hubermana Filharmonia Częstochowska im. Bronisława Hubermana

16 listopada 2017

Beethovenowski los zapuka w piątek do Filharmonii

W najbliższy piątek, 17 listopada, podczas koncertu w ramach projektu "Zamówienia kompozytorskie" poza prawykonaniem Koncertu na dwa flety i orkiestrę smyczkową Marcina Błażewicza w programie znalazła się też V Symfonia c-moll op. 67 Ludwiga van Beethovena.

To jeden z najpopularniejszych utworów muzyki klasycznej, od dwustu lat wyzwalający w słuchaczach entuzjazm, ekscytację, czasem wzniosłe uczucia. Mimo chłodnego przyjęcia przez publiczność premierowego wykonania, które odbyło się 22 grudnia 1808 roku w wiedeńskim Theater an der Wien, V Symfonia Beethovena zyskała uznanie bardzo szybko. Łatwo to wytłumaczyć jej patetycznym, burzliwym charakterem, który odpowiadał gustom nadchodzącej epoki i tak bardzo odróżniał się od klasycznej powściągliwości poprzednich dziesięcioleci.

Powstawała w czasach niespokojnych: w Europie trwały wojny napoleońskie. Wiedeń pamiętał dobrze francuską okupację z 1805 roku, a Beethoven – swój dawny entuzjazm wobec Napoleona i swoje późniejsze nim rozczarowanie. Sprawy osobiste też nie układały się artyście najlepiej: tracił słuch. Dziś, w czasach aparatów słuchowych, może to nie wydawać się tragedią, jednak dla kompozytora i pianisty oznaczało to wówczas dużo więcej, niż tylko brak możliwości tworzenia. Beethoven zarabiał muzyką na życie, rent ani zasiłków dla bezrobotnych nie było…

O słynnym rytmie pierwszych dźwięków symfonii kompozytor miał powiedzieć: „Tak oto Los puka do drzwi” – stąd późniejszy tytuł Symfonia losu. Wypowiedź tę przekazał jednak przyjaciel kompozytora Anton Schindler, który miał duże skłonności do fantazjowania. Z kolei Carl Czerny, kompozytor i uczeń Beethovena, twierdził, że podczas spaceru po wiedeńskim Praterze twórca Piątej usłyszał ćwierkanie trznadla i przetworzył je potem w ów słynny motyw. To tak dziwna interpretacja, że może coś w niej jest.

V Symfonię ma w repertuarze każda szanująca się orkiestra symfoniczna, utwór regularnie pojawia się we wszystkich filharmoniach. Kiedy w 1910 roku nagrywano po raz pierwszy tak potężny utwór na płyty – wybór padł właśnie na Piątą. W czasie II wojny światowej brytyjskie radio BBC używało nagrania początkowych dźwięków tego dzieła jako sygnału audycji dla walczącej Europy. Pierwsze takty symfonii kojarzyły się z sygnałem odpowiadającym literze V w alfabecie Morsa, a ta jest symbolem zwycięstwa (łac. victoria, ang. victory) – jednak z pewnością nie był to jedyny powód, dla którego sięgnięto właśnie po ten utwór. Do dziś naukowcy dyskutują o kompozycji Beethovena: analizuje się jej wpływ na mózg człowieka i poszukuje ukrytych tropów, np. aluzji do rewolucji francuskiej albo cytatów z Mozarta i innych kompozytorów. Wszystko to nie oznacza jednak, że muzyka V Symfonii ma jakieś konkretne znaczenie. Wszelkie próby jego poszukiwania to tylko wyraz wrażeń słuchaczy, nic więcej.

Na pewno wiemy, że to dzieło w formie popularnej w epoce klasycyzmu – ale o romantycznych już rozmiarach. Jego pierwsze dźwięki, rytmiczny schemat „trzy krótkie dźwięki, jeden długi” – zapadają w pamięć tak szybko i tak głęboko, że łatwo je rozpoznać w kolejnych fragmentach utworu. Najłatwiej – w Scherzu (cz. III). Potem, jako cytat, echo poprzedniej części, powrócą też w finale (cz. IV). Gdyby jednak poddać całą symfonię drobiazgowej analizie, słynny motyw znajdziemy właściwie wszędzie. A przecież to tylko cztery dźwięki, tymczasem każda z części ma swój własny charakter, melodię i przebieg…

Współczesny Beethovenowi pisarz i kompozytor E.T.A. Hoffmann napisał, że muzyka Beethovena „puszcza w ruch mechanizm grozy, lęku, paniki i bólu, i budzi tę nieskończoną tęsknotę, która jest esencją romantyzmu”. Nawet jeśli ta opinia wyda nam się dziś przesadna – czy nie poddajemy się sile tej muzyki? Dlaczego? Co takiego budzi ona w nas?

źródło: Ninateka.pl, autor: Adam Suprynowicz